Une flûte invisibile
Filharmonia Narodowa – Sala kameralna
Wtorek, 21 maja 2019 r.
- Urszula Janik-Lipińska – flet
- Urszula Kryger – mezzosopran
- Maria Machowska – skrzypce
- Katarzyna Henrych – altówka
- Aleksandra Ohar-Sprawka – wiolonczela
- Klara Wośkowiak – harfa
- Joanna Kaczmarska-Bieżyńska – fortepian (Debussy)
- Katarzyna Jankowska-Borzykowska – fortepian
Publikacja: 25/05/2019 r.
Na wtorkowy koncert w Filharmonii Narodowej szłam w szczególnym nastroju. Myśl przewodnia – une flûte invisibile – zaczerpnięta z miłosnego liryku Victora Hugo sprawiła, że czułam pewną intymność. Przybądź! – woła poeta – Flet niewidzialny wzdycha pośród sadu. Poszłam więc na miłosne spotkanie z fletem, wysłuchać gawędy jego i o nim.
Starannie przemyślany program prezentował słuchaczom różne oblicza instrumentu – począwszy od roli w pełni solowej poprzez równoprawne uczestnictwo w różnorodnych zestawach kameralnych aż do bycia tłem, tworzącym nastrój i odmalowującym słowa wiersza.
Próba przed koncertem. Foto © Grzegorz Mart Archiwum FN
Brzmienie – różne oblicza instrumentu
Jak brzmiał? Zastanawiam się i nie znajduję jednoznacznej odpowiedzi. Adekwatnie – to chyba jedyne słowo, które oddaje sytuację, ale nie oddaje piękna dźwięków. Flet wędrując przez kolejne utwory, mierząc się z rozmaitymi rolami, jakie miał do spełnienia brzmiał… różnorako. Barwnie. Ciemno i mgliście bądź jasno i perliście. A kiedy trzeba – zwiewnie. Czasem zaś zaskakiwał krągłością oraz pełnią tonów. Wychodził na pierwszy plan lub chował się wśród innych głosów. Była to opowieść o jego możliwościach, zaś flecistka, a zarazem pomysłodawczyni takiej formy wieczoru, Urszula Janik-Lipińska, w pełni wywiązała się z roli przewodnika, umiejętnie je pokazując.
Nietypowa obsada na głos i flet tworzy rzadki koloryt. Obie partie są całkowicie równoprawne, a melodia fletu przywołuje na myśl słowiczą pieśń, współgrając z tekstem i tworząc specyficzną aurę.
Prezentowany repertuar nie jest dla artystki niczym nowym. Ma ona na koncie nagraną wspólnie z Joanną Kaczmarska-Bieżyńską płytę z utworami francuskimi. Znalazło się na niej także Prélude à l’après-midi d’un faune Clade’a Debussy’ego, które otworzyło opisywany występ, od pierwszych chwil wprowadzając słuchaczy w barwny, przesiąknięty zmysłowością charakter francuskiego impresjonizmu.
Pierwsza część koncertu
W pierwszej części usłyszeliśmy szereg miniatur mieniących się szeroką paletą odcieni emocjonalnych. Moją uwagę zwróciła pierwsza z dwóch pieśni Alberta Roussela Rossignol, mon mignon (Słowiku mój uroczy). Nietypowa obsada na głos i flet tworzy rzadki koloryt. Obie partie są całkowicie równoprawne, a melodia fletu przywołuje na myśl słowiczą pieśń, współgrając z tekstem i tworząc specyficzną aurę. Słychać tu było wyraźnie wzajemne zrozumienie muzyków. Szczególnie sugestywnie zabrzmiały Chansons madécasses (Pieśni madagaskarskie) Maurice’a Ravela na głos, flet, wiolonczelę i fortepian. Ich duża ekspresyjność, a także pewna egzotyczność brzmienia w połączeniu z umiejętnością zbudowania dramaturgii przez wokalistkę oraz towarzyszących jej instrumentalistów spowodowały, że był to istotny punkt wieczoru.
Słychać było wyraźnie wzajemne zrozumienie muzyków. Foto © Grzegorz Mart Archiwum FN
Koncertu część druga
Po przerwie zabrzmiał zespół w większym składzie (flet, trio smyczkowe, harfa) w dwóch utworach cyklicznych: Serenadzie op. 30 Alberta Roussela oraz Suicie op. 34 Marcela Tourniera. Nasz bohater – flet – ma w nich oczywiście fragmenty, w których wiedzie prym, choćby w drugiej części Serenady, leniwym Andante, jednak przede wszystkim są to dzieła kameralne, gdzie nie liczy się solista, ale współdziałanie zespołu. Na szczęście w tym momencie nie miałam przed sobą muzyków za wszelką ceną pragnących pozostać solistami, ale takich, którzy rozumieją sedno i piękno kameralistyki. Wspomniane Andante wypełnione ciekawymi, nietypowymi efektami dźwiękowymi przedstawionymi precyzyjnie, a nawet z pewną pieczołowitością było jednym z piękniejszych fragmentów zagranych w drugiej części.
… koncert miał pewien zamysł, ideę – ukazanie fletu, odsłonięcie jego brzmieniowych tajemnic.
Próba Une flute invisibile – Sala kameralna Filharmonii Narodowej. Foto © Grzegorz Mart Archiwum FN
Poszłam do Filharmonii przede wszystkim dlatego, że wtorkowy koncert miał pewien zamysł, ideę – ukazanie fletu, odsłonięcie jego brzmieniowych tajemnic. Skusiło mnie także zakomponowanie całości. Lubię koncerty, które mają wewnętrzną logikę. Mogłam się również spodziewać, że jako bonus dostanę to, co najbardziej kocham – bogactwo kolorystyczne. Nie zawiodłam się. Nietuzinkowe zestawienia instrumentów, zmieniające się ich role stworzyły wielopłaszczyznowy wachlarz barw i migotliwych odcieni, utkanych w misterną koronkę, a muzycy umiejętnie to wyeksponowali.
Różnorodne zestawienia instrumentów, zmieniające się ich role stworzyły wielopłaszczyznowy wachlarz barw i migotliwych odcieni, utkanych w misterną koronkę, a muzycy umiejętnie to wyeksponowali.
A co pozostało z wiersza Hugo? O, bardzo wiele, ale przede wszystkim… Que nul soin ne te tourmente. Aimons-nous! Aimons-nous!… miłość. Miłość do muzyki oraz radość ze wspólnego z nią obcowania.
Une flûte invisibile
Filharmonia Narodowa – Sala Kameralna
PROGRAM KONCERTU
- Claude Debussy – Prélude à l’après-midi d’un faune (oprac. na flet i fortepian: Gustave Samazeuilh)
- Albert Roussel – 2 Poèmes de Ronsard op. 26 na głos i flet
- Jacques Ibert – Deux Stèles orientées na głos i flet
Camille Saint-Saëns – Une flûte invisibile na głos, flet i fortepian - Maurice Ravel – Chansons madécasses na głos, flet, wiolonczelę i fortepian
- Marcel Tournier – Suite op. 34 na flet, skrzypce, altówkę, wiolonczelę i harfę
- Albert Roussel – Serenada op. 30 na flet, skrzypce, altówkę, wiolonczelę i harfę
Zdjęcia © Grzegorz Mart Archiwum FN
Monika Joanna Bielska